-
Fragmenty "Kryptonim Bushido"
Fragment 1
3 sierpnia 1981, zatoka Kraga, Jeziorak.
Ostrzyżony na zapałkę blondyn siedział na małym, drewnianym pomoście, zasłoniętym od strony brzegu jeziora przez gęste trzciny. Pozornie skupiony na spławiku wędki, co jakiś czas rzucał ukradkowe spojrzenia na sporą żaglówkę zakotwiczoną przy przeciwległym brzegu zatoki.
Blondyn nie znał się na żeglarstwie, które uważał za burżuazyjną rozrywkę. Nie doceniał smukłej linii kadłuba ośmiometrowego jollenkreuzera, jednego z najszybszych jachtów, które można było spotkać na tutejszych wodach.
Mężczyzna cenił sport, ale tylko taki, który był mu przydatny w wykonywaniu zadań. Sztuki walki. Jako zagorzały kibic moskiewskiego Spartaka, czynił wyjątek dla piłki nożnej.
Upalny dzień chylił się ku końcowi. Słońce kryło się za ciemną linią drzew, rzucając ostatni pomarańczowy blask na wschodni, stromy brzeg Kragi. Blondyn wydobył z plecaka lornetkę i obserwował trzy postacie pluskające się przy burcie.
Pół godziny później, gdy zapadł zmrok, na małej polance zapłonęło ognisko. Pomimo odległości, którą blondyn ocenił na sześćset metrów, do jego uszu dochodził beztroski kobiecy śmiech niesiony po gładkiej powierzchni najdłuższego jeziora w Polsce.
Czekał cierpliwie. Gdy ognisko zgasło, siedział jeszcze chwilę na starych deskach pomostu pod bezksiężycowym, czarnym niebem. Spojrzał w górę. Gwiazda Polarna mrugała nieco z lewej strony. Zerknął na fosforyzujące wskazówki zegarka - dochodziła północ.
Wstał, złożył wędkę i skierował się do ukrytej w krzakach szarej łady.
Po kwadransie, przebrany w czarny strój płetwonurka, ostrożnie wszedł do nagrzanej wody.
- Franek, kochasz mnie? - zapytała rudowłosa dziewczyna, patrząc w gwiazdy.
- Przecież wiesz - uśmiechnął się młodzieniec i objął partnerkę ramieniem.
Stali na mostku przerzuconym nad wąskim kanałem łączącym Jeziorak z jeziorem Dauby. Oparli turystyczne rowery, zwane "składakami", o balustradę i delektowali się upalną nocą.
- Za rzadko mi to mówisz - spojrzała na długowłosego chłopaka.
- Bo ja studiuję budowę maszyn, a ty psychologię - zaśmiał się.
- A co to ma do rzeczy?
- Moja specjalizacja polega na łączeniu elementów w całość, a twoja na rozkładaniu duszy na czynniki pierwsze - rzekł żartobliwym tonem.
- Uważasz, że maszyny nie mają duszy? - zapytała zapatrzona w gwiazdozbiór Wielkiej Niedźwiedzicy.
- Jesteś wariatką... i za to cię kocham - odpowiedział, przyciągając dziewczynę do siebie. Ich usta złączyły się w pocałunku.
Ciemne wody jeziora rozbłysły pomarańczowym blaskiem. Sekundę później do uszu pary dobiegł odgłos wybuchu.
Oderwali się od siebie przerażeni. Dwie pary oczu wpatrywały się w płonącą kilkaset metrów od mostku żaglówkę.
- Franek, zrób coś! - krzyknęła rudowłosa.
- Wsiadamy na rowery! We wsi jest telefon! Trzeba wezwać strażaków!
Głos studenta drżał z emocji.
***********
5 sierpnia 1981, Moskwa.
Major Woronin wyprężył się służbiście.
- Tawariszcz pałkownik, melduję wykonanie zadania.
- Szkoda, że to musiało się tak skończyć... - zamyślił się pułkownik Jegorow.
- Polacy są nieprzewidywalni. Nie było innego wyjścia - major spojrzał w oczy zwierzchnika.
- No cóż... To teraz wypada nagrodzić Jurija. Kiedy wraca z Polski?
Major spuścił wzrok.
- Jest pewien problem, towarzyszu pułkowniku.
- Jaki?
- Samochód Jurija znalazła polska milicja. Oczywiście zadziałaliśmy jak trzeba i oddali ładę ambasadzie...
- To w czym problem? - Jegorow zmarszczył brwi.
- Jest bardzo prawdopodobne, że zdarzył się wypadek... że sierżant Jurij Borodin też zginął w wybuchu - powiedział zakłopotanym tonem.
- Taki specjalista? Niemożliwe! - krzyknął pułkownik.
- Innej możliwości nie ma. To lojalny żołnierz. Nie zgłosił się po akcji, więc...
- A co z ciałami? Kto tam prowadzi jakieś śledztwo? Polska milicja?
- Ciała nie nadają się do identyfikacji. A co do śledztwa... to zgodnie z instrukcjami... - Woronin spojrzał porozumiewawczo na szefa.
- Mam przeczucie, że już niedługo nie będziemy mogli wydawać rozkazów polskim służbom... - wyrwało się Jegorowowi.
- Towarzyszu pułkowniku, co też wy...? - wyraz oczu majora mówił sam za siebie.
- Zapomnijcie Woronin o tym, co powiedziałem - rzucił twardo oficer GRU.
- Oczywiście. Już zapomniałem - uśmiechnął się. Wcale nie zamierzał zapominać.
***********
31 października 2015, województwo warmińsko-mazurskie.
Zapadał zmierzch. Jechałem już od kilku godzin i pomimo że nie czułem zmęczenia, nabrałem ochoty na kawę.
Szosa wiła się łagodnymi zakrętami przez przepastną puszczę, która pokrywała ten region kraju. Czasem za boczną szybą pojawiały się połyskujące w świetle wschodzącego księżyca tafle jezior. Według wyświetlanej na małym ekranie mapy, dojeżdżałem do rozwidlenia dróg, przy którym widniał symbol oznaczający jakąś gastronomię. Zwolniłem.
Po kilkuset metrach dostrzegłem tablicę z nazwą knajpki i zaraz potem skręciłem na niewielki parking.
Wśród wysokich sosen stał nieduży, otynkowany na biało prostopadłościan, zwieńczony stromym dwuspadowym dachem. Zbudowany wiele lat temu, łączył archaiczną architekturę z nowoczesną funkcjonalnością. Przez szyby sączył się zachęcający do wejścia ciepły blask. Wyłączyłem silnik, przeciągnąłem się i raźnym krokiem pomaszerowałem do środka.
Przy kilku stolikach biesiadowała grupka młodych ludzi poprzebieranych na Halloween. Białe prześcieradła z wymalowanymi czarnymi szkieletami, maski wiedźm i upiorów wywoływały zamierzone wrażenie. Jedna z dziewczyn, ucharakteryzowana na czarownicę, obdarzyła mnie badawczym spojrzeniem, pozostali zignorowali, zajęci hałaśliwą rozmową.
Rozejrzałem się w poszukiwaniu wolnego miejsca. Jedyne dostrzegłem przy malutkim barze. Stały tam dwa hokery, wyglądające na dość wygodne, zresztą nie miałem wyboru. Na jednym siedział mężczyzna w długim płaszczu, drugi był wolny.
- Dzień dobry - powiedziałem do stojącego za barem uśmiechniętego młodzieńca.
- Duże espresso z pianką poproszę - dodałem, widząc okazałą maszynę do kawy.
Barman skinął uprzejmie głową i przystąpił do zautomatyzowanego rytuału parzenia. Zerknąłem na mężczyznę w płaszczu.
- Czy nie będzie panu przeszkadzało, jeżeli siądę obok?
Facet podniósł wzrok i przyjrzał mi się bardzo zaskoczony. Najwyraźniej w tych stronach nikt nie bawi się w takie uprzejmości.
- Proszę, niech pan siada - usłyszałem cichy głos.
Gość wyglądał na typowego barowego bywalca, jakich wielu widywałem w takich miejscach. Jednak był jednocześnie inny. Nie pił piwa, nie palił papierosa i tylko zamyślona twarz, na której nie malowały się żadne uczucia, pasowała do stereotypu.
Klapnąłem na siedzisko hokera. Rzeczywiście był wygodny. Barista podał mi filiżankę i odsunął się w kąt, skąd obserwował ekran małego telewizora.
- Pan z daleka? - pomimo gwaru dobiegającego od stolików, cichy głos brzmiał wyraźnie i czysto jak z głośników najwyższej jakości sprzętu hi-fi.
- Tak, jestem tu przejazdem - odparłem, upijając łyk aromatycznej kawy.
Gość wpatrywał się we mnie z dziwnym zainteresowaniem. Poczułem pewien dyskomfort - czyżby przedstawiciel odmiennej orientacji?
- Ładna ta dziewczyna przy stoliku, prawda? - rzuciłem sondażowe pytanie.
- Bardzo ładna. Miałem kiedyś żonę podobną do niej. Facet nie odwrócił się nawet w tamtą stronę. Chyba wiedział o kim mówię.
- Czas przeszły? Już pan nie ma?
- To smutna historia. Dawne czasy.
- Zostawiła pana? Przepraszam, że pytam - zrobiło mi się trochę głupio.
Spojrzał na mnie posępnym wzrokiem.
- Nie szkodzi. W sumie to jeszcze nikt mnie o to nie pytał. Pan jest pierwszy. I nie, nie zostawiła. To ja... odszedłem.
Mężczyzna podwinął rękaw płaszcza i spojrzał na zegarek. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że nie miał zegarka. Patrzył na przegub mocno opalonej dłoni, na którym nie było nic. Zaniepokoiłem się trochę. Może nie gej, ale jakiś dziwny.
Postanowiłem zmienić temat.
- Co pan sądzi o tych przebierańcach? - wskazałem ruchem głowy na roześmiane towarzystwo.
Zamyślił się i przez chwilę nie odpowiadał.
- Trudno powiedzieć. Młodzi są, to lubią maskarady. Przebierają się za upiory, a czy ktoś zastanowił się, czy duchy nie przebierają się niekiedy za ludzi? - popatrzył na mnie badawczo i znów odsunął rękaw płaszcza z nadgarstka, sprawdzając godzinę na zegarku, którego nie miał. Spieszył się gdzieś?
Kawa robiła swoje. Poczułem silną potrzebę udania się do toalety.
- Przepraszam na moment - powiedziałem, wstając. - Chętnie dokończę tę rozmowę za chwilę.
- Myślę, że na pewno jeszcze się spotkamy.
Na twarzy mojego rozmówcy pojawił się zagadkowy uśmiech.
Gdy wróciłem, przy barze było pusto. Rozejrzałem się po małej sali, ale oprócz grupki przebierańców nikogo nie było.
Dopiłem kawę.
- Rachunek poproszę - skinąłem na barmana wpatrzonego w telewizor.
- Ten facet, który tu siedział, już wyszedł? - zapytałem kładąc banknot na blacie.
- Jaki facet?
- No, ten w płaszczu. Siedział obok.
Przyjrzał mi się uważnie.
- Nikogo oprócz pana tu nie było. Dobrze się pan czuje? Pijąc kawę, mówił pan do siebie. Może podać coś jeszcze?
- Ale przecież... - urwałem. - Nie, dziękuję, wszystko w porządku... Do widzenia.
Na zewnątrz panował mrok. Sosny szumiały kołysane lekkimi porywami wiatru. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem ku swemu przeznaczeniu.
Fragment 2
Nicole sączyła drinka przy białym stoliku. Przeszklone, zaokrąglone ściany kawiarni skierowane były w stronę niewidocznej o tej godzinie plaży. Stojący nieopodal fortepian kontrastował czernią z trójkolorową szachownicą podłogi i jasnym wystrojem wnętrza.
Kobieta założyła nogę na nogę. Krótka, biała sukienka uniosła się, odsłaniając uda i przyciągając uwagę kelnera.
Mirek wszedł i rozejrzał się dookoła. Sala zionęła pustką. Zatrzymał wzrok na siedzącej brunetce. Uśmiechnął się. Odwzajemniła się tym samym i pokiwała zachęcająco dłonią.
- Witam w "Monte Carlo" - powiedziała, gdy Borecki stanął obok, nie ukrywając zainteresowania czarnymi pończochami, uwydatniającymi walory zgrabnych nóg.
- Dobra nazwa dla kawiarni, prawda? - zaśmiał się. - Rozumiem, że mogę pani dotrzymać towarzystwa? - zapytał z nadzieją w głosie i usiadł, nie czekając na pozwolenie.
- Jestem Jacek Czartoryski - wyciągnął dłoń.
- Podoba mi się pana śmiałość, panie Jacku - spojrzała mu w oczy. - Nicole Delobel - musnęła jego dłoń palcami.
- Francuzka? - ucieszył się Borecki. - Zaintrygował mnie pani akcent. Świetnie mówi pani po polsku - pochwalił.
Nicole skinęła na kelnera.
- Czego się pan napije? - zapytała.
- A pani czym się delektuje? - spojrzał na kolorową zawartość jej kieliszka o kształcie przypominającym gruszkę.
- "Sex on the beach" - zmrużyła oczy.
- Dla mnie to samo - Mirek zwrócił się do wyraźnie podekscytowanego chłopaka w uniformie.
- Dla mnie jeszcze jeden - dodała Nicole i wciągnęła przez słomkę resztę płynu.
- Uwielbiam seks na plaży. Szkoda, że to nie lato - Borecki poczynał sobie odważnie.
- Sądząc po pana opaleniźnie, jestem w stanie uwierzyć - podjęła wyzwanie.
- To słońce Ameryki Południowej. Jestem dyplomatą na urlopie w Polsce. A pani?
- Przygotowuję się do roli w filmie.
- Jest pani aktorką?
- Początkującą.
- Będzie pani grać w polskim filmie? - zainteresował się Mirek.
- To koprodukcja polsko-francuska. Szczegółów nie mogę zdradzić, mam w kontrakcie dyskrecję na ten temat. Ale kręcony będzie w Gdańsku - spojrzała karcącym wzrokiem na kelnera, który stawiając drinki, znowu obrzucił łakomym spojrzeniem jej nogi.
Chłopak zaczerwienił się i odszedł szybko od stolika.
- Za spotkanie! - Borecki uniósł koktajlowy kieliszek i spojrzał prosto w brązowe oczy Nicole.
- Za spotkanie - powtórzyła za nim kobieta i zmysłowym ruchem włożyła słomkę do ust. Mirek poczuł dreszcz.
- Opowie mi pan o pracy w dyplomacji?
- To nudny temat... Za to aktorstwo to ciekawy zawód, prawda? - uśmiechnął się, sącząc słodki płyn.
- Nie chciałbym państwu przeszkadzać, ale za dziesięć minut zamykamy lokal.
Kelner podszedł bezszelestnie i aby zatrzeć niemiłe wrażenie, skłonił się głęboko.
- Proszę dopisać drinki do mojego rachunku - powiedział Borecki, pokazując swoją kartę pobytu.
- Słabe te drinki, chociaż smaczne - uśmiechnęła się.
- Mam w pokoju coś mocniejszego. Masz ochotę kontynuować... rozmowę? - oblizała górną wargę.
- Nie śmiałbym odmówić tak atrakcyjnej kobiecie - głos mu zadrżał.
- Viens alors... - wstała i pociągnęła zachwyconego Boreckiego do wyjścia.